Rerik, czyli trwanie

author:  Michał Muszalik
5.0/5 | 10


Lato upalne aż nadto. Jestem w małym kurorcie,
cypel jak nóż pasterski rozcina morze na dwoje.
Plac oparzony słońcem, niżej przystań żaglówek,
dzieci przy promenadzie puszczają bańki mydlane
i płyną nad lasem masztów przeźroczyste księżyce,
skończą żywot lunarny w miękkich wodach zatoki.
Spójrzmy na drugą stronę: rozklekotane molo
celuje w lekkie grzywacze - tam gdzieś są wyspy Danii.

W twardej mowie stopiona starosłowiańska nazwa
(notabene: pierwotna osada leżała dalej,
ale nazwa, choć błędna, wspomina czas Obodrzytów)
reformowaną wiarę ogłasza dzwon w szóstą wieczór,
chociaż anioły na freskach - ekumenicznie - te same.

Powoli stacza się słońce. Przy pomoście meduzy
czekają na przebudzenie, drzemiąc bezbronną ławicą.
Nad nimi krzyk albatrosów i kameralny rejs kaczek,
królestwo stworzeń lądowych zasiada przy zimnym piwie.
Pluskają lekko łódki. Wiatr goni bańki wyżej
i coraz dłuższe są cienie późnych spacerowiczów.

Pęka chwila za chwilą. Która to? Milczą dzwony,
nie ma dziś jeszcze pełni, bardzo daleko do rana.
Lato upalne aż nadto. Jestem w małym kurorcie,
niech pozostanie godzina na zawsze już - nienazwana.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
15.08.2018,  bezecnik

My rating

My rating:  
14.08.2018,  A.L.

My rating

My rating:  
14.08.2018,  kate

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating: