Zarastanie
karmimy się księżycem i smołą
cieknącą z nieba
słodkawą lepką
harce chochlików
licho nie śpi
pracuje rzetelnie bez wyrzekania
na trzecią zmianę
mruga znacząco
nikt nas nie namalował
więc malujemy się sami
w podłużnym cieniu
starych jodeł sosen i świerków
wrastamy w czarny las
po koniuszki rzęs
jak krzyże z pierwszej wojny
po dwóch stronach ścieżki
wycie wilków i oczy
szeleści krew jak piasek
pod stopami
słychać przypływ
krzyczą ptaki i kamienie
kobiety chcą mocniej i więcej
pod zamkniętymi powiekami
księżyc ociera się o komin
igiełki światła w rzece
wbijają się w palce
cierpną opuszki
oddech chwyta rytm
jak nitkę do kłębka
zwinięta biała chałwa
słodka lepka
oblizujemy usta
czarny las przerasta
łakomstwo i wyobraźnię
księżyc obmacuje ciała i kości
srebrzą się krzyże
zasadzone w czarnej materii
coraz słodsza krew
od chałwy pełni i dotyku
nie wybawiaj nas Panie
czarny las zarasta
wszystkie nasze nocne
sprawki skórki warte
tej wyprawy
gdzie diabli niosą ogarek i księżyc
na dobranoc
licho skrzeczy w kominie
jak zdesperowana kawka
chichocą chochliki
pod wiatr
coraz czarniejszy las
cieknącą z nieba
słodkawą lepką
harce chochlików
licho nie śpi
pracuje rzetelnie bez wyrzekania
na trzecią zmianę
mruga znacząco
nikt nas nie namalował
więc malujemy się sami
w podłużnym cieniu
starych jodeł sosen i świerków
wrastamy w czarny las
po koniuszki rzęs
jak krzyże z pierwszej wojny
po dwóch stronach ścieżki
wycie wilków i oczy
szeleści krew jak piasek
pod stopami
słychać przypływ
krzyczą ptaki i kamienie
kobiety chcą mocniej i więcej
pod zamkniętymi powiekami
księżyc ociera się o komin
igiełki światła w rzece
wbijają się w palce
cierpną opuszki
oddech chwyta rytm
jak nitkę do kłębka
zwinięta biała chałwa
słodka lepka
oblizujemy usta
czarny las przerasta
łakomstwo i wyobraźnię
księżyc obmacuje ciała i kości
srebrzą się krzyże
zasadzone w czarnej materii
coraz słodsza krew
od chałwy pełni i dotyku
nie wybawiaj nas Panie
czarny las zarasta
wszystkie nasze nocne
sprawki skórki warte
tej wyprawy
gdzie diabli niosą ogarek i księżyc
na dobranoc
licho skrzeczy w kominie
jak zdesperowana kawka
chichocą chochliki
pod wiatr
coraz czarniejszy las
My rating
My rating
My rating