AŻ KIEDYŚ…
AŻ KIEDYŚ…
Słońce się ciągle zagęszcza i oddala
scałowuje coraz odleglejsze horyzonty
zewnętrza przestrzeni gigantów
czarowników podróżników do gwiazd
poczerniałych w nieba atramentach
niecierpliwych niewolników bóstw
oswajanych nagrobnymi pomnikami
Aż kiedyś… z gorąca nieuchronnie
wykrwawi się, zamarznie, zamilknie
gubiąc spektaklu miłości wszelki sens
a idee… i mistyczne kreda wszystkie
spojrzeniem oczu oślepłych przeklnie
i gasnącym podpisze promieniem
w zaduchu ostatniego oddechu resztek życia
i zdeponuje na zawsze w czasu archiwum X
⊰Ҝற$⊱ ………………………………………………………………… Toruń 5 lutego '18
Słońce się ciągle zagęszcza i oddala
scałowuje coraz odleglejsze horyzonty
zewnętrza przestrzeni gigantów
czarowników podróżników do gwiazd
poczerniałych w nieba atramentach
niecierpliwych niewolników bóstw
oswajanych nagrobnymi pomnikami
Aż kiedyś… z gorąca nieuchronnie
wykrwawi się, zamarznie, zamilknie
gubiąc spektaklu miłości wszelki sens
a idee… i mistyczne kreda wszystkie
spojrzeniem oczu oślepłych przeklnie
i gasnącym podpisze promieniem
w zaduchu ostatniego oddechu resztek życia
i zdeponuje na zawsze w czasu archiwum X
⊰Ҝற$⊱ ………………………………………………………………… Toruń 5 lutego '18
My rating