Za Ogrodem
Spod płachty nieba i znużenia ciała
sączą się w ciszę słowa, co nie padły.
Gdzie dzień się kończy – czyhają mokradła.
Znów w lot motyli odejdziesz niecała.
Przecieram lustro rzeki: ogród mętny,
warstwa po warstwie opadają łąki.
Wspak się dobywam z przeszłości opończy.
Na dnie spojrzenia drzemie dawny błękit.
Zaniosę moją nieopowieść jawną
przed waszych twarzy znudzone ołtarze.
Chorągwie pieśni zagasimy w barze
i przewrócimy w szkłach kruchą niedawność.
sączą się w ciszę słowa, co nie padły.
Gdzie dzień się kończy – czyhają mokradła.
Znów w lot motyli odejdziesz niecała.
Przecieram lustro rzeki: ogród mętny,
warstwa po warstwie opadają łąki.
Wspak się dobywam z przeszłości opończy.
Na dnie spojrzenia drzemie dawny błękit.
Zaniosę moją nieopowieść jawną
przed waszych twarzy znudzone ołtarze.
Chorągwie pieśni zagasimy w barze
i przewrócimy w szkłach kruchą niedawność.
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating