OBORNIKI ŚLĄSKIE

author:  Alina Gołecka
5.0/5 | 5


MIASTO – MIASTECZKO
Myśmy się chcieli wyrwać z Wrocławia.
No dobrze, ja chciałam.
Bo maj od podwórka przy Wrońskiego zalatywał śmietnikiem
I oddechem meliny z bramy obok.
W mieszkanku na piętrze cztery miesiące w roku nie było słońca
I miałam syndrom SAD.
Wózek z dzieckiem trzeba było pchać krawędzią drogi,
Bo na chodniku stały samochody.
Do parku gnałam siedemnaście minut – rekord,
A tam uciekałam przed zboczeńcami.
W huku cywilizacji tonęły trele kosów,
Zaś szpital naprzeciw maltretował dzieci zastrzykami.
Sąsiad palił przez okno,
A jego dym szedł nam prosto w płuca.
Wszystko było z plastiku, szkła i betonu.
Nie miałam przyjaciół.
Wracając z wakacji płakałam,
Że we Wrocławiu już nie mogę oddychać, że się uduszę.
***
Zaczęliśmy szukać ogrodu z domkiem.
Ktoś nam powiedział o Obornikach;
Tam ponoć powietrze dla ludzi,
A ludzie mają dla siebie czas.
Nie to, co w mieście –
Gdzie między poranek i wieczór nic nie wciśniesz.
Przyjeżdżamy – a tu na przystanku krowa stoi,
Pasie się, jak to krowa.
Na ławce natomiast siedzi staruszek i rozmawia z krasulą.
Świat pachnie sianem, spokojem i jaśminem, bo to wiosna.
W łąkę na wzgórzu pod lasem wbite paliki,
Wśród margerytek, maków i cykorii.
Tu będzie nasz dom. Za dwa, może trzy lata.
I kiedy dziecko na ulicy wita mnie jak ciocię,
A w kościele słychać jak wosk skwierczy w gromnicy,
Wtedy już wiem, że dalej szukać nie muszę.
Uwierzyłam, że tu życie będzie mi śpiewało.
- I śpiewa.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
15.12.2017,  pola

My rating

My rating:  

My rating

My rating: