Walka codzienna
Zbyt wiele twarzy dotyka mnie każdego dnia
Pomijając mnie wzrokiem
Niewyraźne kontury rysują się na horyzoncie
Myśli ich nie dochodzą do mnie
Jedynie pojedyncze słuchy
Spływają szeptem po ścianie…
Nie mam już siły przebicia
Tysiące oczu o różnych obliczach
Nieobliczalnie policzkuje mnie każdego dnia
Nic nie znaczące gesty, chrząknięcia, pomruki
Coraz częściej doprowadzają do potknięcia
Papierosem zakrywam intymność
Obsceniczny prostak chce jednego
Lecz nie ma dymu bez ognia
Nie da się uciec od twarzy
Pup też coraz więcej styka się ze mną
Każdego dnia na ulicy prostej
Dokonuje się gwałtowność masowa
Na niewinnej twarzy
Żeby stała się choć w grymasie podobna !
Pomijając mnie wzrokiem
Niewyraźne kontury rysują się na horyzoncie
Myśli ich nie dochodzą do mnie
Jedynie pojedyncze słuchy
Spływają szeptem po ścianie…
Nie mam już siły przebicia
Tysiące oczu o różnych obliczach
Nieobliczalnie policzkuje mnie każdego dnia
Nic nie znaczące gesty, chrząknięcia, pomruki
Coraz częściej doprowadzają do potknięcia
Papierosem zakrywam intymność
Obsceniczny prostak chce jednego
Lecz nie ma dymu bez ognia
Nie da się uciec od twarzy
Pup też coraz więcej styka się ze mną
Każdego dnia na ulicy prostej
Dokonuje się gwałtowność masowa
Na niewinnej twarzy
Żeby stała się choć w grymasie podobna !
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Plus kilka drobnych korekt.My rating
My rating