Fabryka dusz II

author:  bronek z obidzy
5.0/5 | 1


Grał jakby jutro miało nie przyjść na stare Bródno, tyłem do niej
poświaty z centrum, ludnych przedmieść, wielkiego miasta zimny płomień.
A mury runą, runą, runą, wznosił wysoko swój oczami,
z gasnącą dniem śródmiejską łuną, pożarem miasta - wieczorami.

Pod pergolami na tablicach zerżnięte z Tory epitafia
szybko przyswajał, wypożyczał, hebrajski z jidysz - טראַפ ( chybił trafił).
Mroczna kapela podwórkowa, plac zabaw w miejscu na mogiłę,
zwyczajna łuna księżycowa nad jego miastem które ginie.

Ubrany w czarne kapelusze z ostatnim dryfem sal barowych
skulony cień króliczej duszy, pochłaniał dreszcz harmonijkowy.
Mówił, że gra co noc by zgłuszyć stukot łańcucha kajdaniarzy,
od fabryk dusz przez własną duszę w bródnowskie getto - jego azyl.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
13.12.2010,  frymusna