Dzień jak co dzień
Rankiem odpływam
bo moja przystań
nie jest bezpieczna
W dzień rozbita
dryfuję po oceanie
kawy
Wieczorem próbuję dobić
do brzegu
Bezskutecznie dobijam się
do drzwi snu
Dobija mnie
bezradność
Zapada głęboka noc
a ja wciąż nie mogę zapaść
w sen
Coraz głębiej zapadam się
w sobie
Z odrętwienia budzi mnie strzał
w dziesiątkę
To maksimum skali
paniki
bo moja przystań
nie jest bezpieczna
W dzień rozbita
dryfuję po oceanie
kawy
Wieczorem próbuję dobić
do brzegu
Bezskutecznie dobijam się
do drzwi snu
Dobija mnie
bezradność
Zapada głęboka noc
a ja wciąż nie mogę zapaść
w sen
Coraz głębiej zapadam się
w sobie
Z odrętwienia budzi mnie strzał
w dziesiątkę
To maksimum skali
paniki
My rating
My rating
My rating
My rating
@ Marek Porąbka
:)))@ TiAmo
Dzięki:). Miło, że Ci się spodobał:)....
świetny wiersz Agnieszko.:)
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Oczywiście! Takie lubię.