Słońce na Saharze

author:  Zbigniew Budek
0.0/5 | 0


Nagle ni stąd, ni zowąd
- kłaniam się przed słońcem,
Mały, skulony,
przyznaje się do winy jak skazany więzień,
sprawca zaniedbania niewiedzy o jego potędze.

W jednej chwili zgubiłem ocenę ogromu jego imperium.
Stojąc na pustynnym morzu z piasku,
Widzę, ze jestem opętaniem.
Już wiem
- nigdy nie pomyśle o czymś większym!

Przez lata chowałem się przed jego blaskiem,
Otumaniony prawdziwym lśnieniem, błagam
- nie chowaj się słonce dalej,
zostań nad złotym piaskiem!

Ono, nie posłuchało. Zaszło!
Zagasły żary i rumieńce na piaskowych wydmach.

Tak zupełnie nagle
Zrobiło się ciemno.
Uniosłem głowę,
tam było odbicie jego blasku,
to tylko gwiazdy.
Potem spojrzałem za siebie
i co zobaczyłem?
Ono wzeszło.
Zostało ze mną.
A ja na zawsze jego!



 
COMMENTS