Dżuma
A jeśli tak już będzie zawsze,
jeśli do końca żyć będziemy w mieście zamkniętym
i naszym losem będzie staczanie się z łóżek
pośród chrapliwych oddechów, nabrzmiałych pęcherzy?
Nikt już nie pamięta, kiedy się zaczęło,
kiedy zamknięto kawiarnie, opustoszały zaułki,
a straganiarskie przechwałki zagłuszył jęk powalonych
przy naprawianiu rowerów, myciu okien, kradzieży.
Dzień za dniem ten sam rytuał,
szlachetność sanitariuszy zmieszana z zapachem trupów,
bezradność obwiązana jałowymi maskami,
płomień gasnący w oczach pod bezlitosnym naporem
kolejnych fal bólu wykrzywiających kręgosłup.
Nasz los to dźwigać przyjaciół, wrogów i obojętnych
w drodze do szpitali przepełnionych samotnymi.
Coraz mniej par rąk bohaterskich tak beznadziejnie,
nie w imię wielkich idei, lecz tylko przyzwoitości,
żeby być choć aktorem, a nie dekoracją w dramacie.
A jednak codziennie pod wieczór
wychodzę na dach ponad miasto,
widzę, jak suche wiatry błądzą w trawie na wzgórzach,
a słońce topi się w morzu,
krwawiąc aż do wybrzeża.
I wtedy wiem, że warto nieść chorych, nacinać wrzody,
choć nie wiadomo, kiedy
otworzą żelazne bramy.
Dedykowany Albertowi Camus.
jeśli do końca żyć będziemy w mieście zamkniętym
i naszym losem będzie staczanie się z łóżek
pośród chrapliwych oddechów, nabrzmiałych pęcherzy?
Nikt już nie pamięta, kiedy się zaczęło,
kiedy zamknięto kawiarnie, opustoszały zaułki,
a straganiarskie przechwałki zagłuszył jęk powalonych
przy naprawianiu rowerów, myciu okien, kradzieży.
Dzień za dniem ten sam rytuał,
szlachetność sanitariuszy zmieszana z zapachem trupów,
bezradność obwiązana jałowymi maskami,
płomień gasnący w oczach pod bezlitosnym naporem
kolejnych fal bólu wykrzywiających kręgosłup.
Nasz los to dźwigać przyjaciół, wrogów i obojętnych
w drodze do szpitali przepełnionych samotnymi.
Coraz mniej par rąk bohaterskich tak beznadziejnie,
nie w imię wielkich idei, lecz tylko przyzwoitości,
żeby być choć aktorem, a nie dekoracją w dramacie.
A jednak codziennie pod wieczór
wychodzę na dach ponad miasto,
widzę, jak suche wiatry błądzą w trawie na wzgórzach,
a słońce topi się w morzu,
krwawiąc aż do wybrzeża.
I wtedy wiem, że warto nieść chorych, nacinać wrzody,
choć nie wiadomo, kiedy
otworzą żelazne bramy.
Dedykowany Albertowi Camus.
Poem versions
- Dżuma, czyli... | 07.11.2015
My rating
My rating
Moja ocena
piękne :)My rating
Camus
fascynuje mnie, po "Dżumie" przeczytanej ostatnio na spokojnie, a nie tak, jak w klasie maturalnej, sięgnąłem po "Mit Syzyfa" i opowiadania. Jako myśliciel jest mi gdzieś bliski, najbardziej chyba w dążeniu do prawdy i wartości ogólnoludzkich.Moja ocena
Widzę konieczność zmierzenia się z niezwykłym.Niezwykły A. Camus.
Niezwykła Dżuma.
My rating
Moja ocena
Dżuma w XXI wieku?. Kto wie! Brawo Michale. To jest to. Pierwszorzędnie napisane. Puenta pełna wiary, że mimo wszystko warto. Niemniej mam dwie uwagi do następujących wersów.1." i naszym losem będzie staczanie się z łóżek"
2. "ale szukamy winy, za którą przyjmiemy wyrok"
Moim zdaniem należałoby tak napisać aby zachować klarowność słowa.
My rating