Pokój Vincenta

author:  sth
5.0/5 | 8


-

którejś nocy słoneczniki spadły z gwoździa
zawisły w połowie między ścianą a łóżkiem
tkwiły tak przez tydzień może dwa póki
Eugénie nie spytała: „czy to do spalenia”
nienawidził luksusowej więzienności tego pokoju
własnych twarzy patrzących już od świtu
jak złowrodzy paranoiczni dublerzy
w żółto jaskrawym świetle Paryża
trzeszcząca podłoga trzeszczące krzesło
na nim trzeszczące łokcie wbite
w trzeszczące kolana podpierające głowę
chorująca na ascetyczne nieuporządkowanie
„jestem mnichem artystą czy wariatem” pytał
szlochał przez tydzień w łóżku przytulając
znienawidzony autoportret potem smażył dłoń
w akcie pokuty i przygarniał dzieci z prostytucji
z uchem w gazecie niczym plaster salcesonu
szarpał się z resztkami życia w nadświadomości


sth 14.08.2013



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
16.01.2015,  mroźny

My rating

My rating:  
03.12.2014,  Arkadio

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
01.12.2014,  jacek bogdan