Próbuję odłożyć własne umieranie na później

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 7


I

Powietrze, niemożliwe do złapania w dłoniach,
nie chce ze mną dyskutować.
Zgodnie z despotycznym życzeniem wymaga dla siebie wyłączności,
wylewa się nijak, wszędzie, coraz cięższe,
niczym mleko i miód w życzliwej adopcji.
Jeszcze otwarte na mnie żongluje donikąd
wyłysiałym pniem.

Będzie trzeba poddać tajnej korekcie
to, co było moimi nieistniejącymi przemarszami
w kaftanach bezpieczeństwa.

Kiedy pomaszeruję gęste powietrze
nie zwróci na mnie uwagi, zrzucając mnie z kolan,
starając się nie patrzeć w dół
i ucząc się nowych, żonglerskich sztuczek,
przemilczy ważne.

Spazmatyczny trzepot płuc już przygląda się sobie
zza ogrodzenia z żeber.


II

Powietrze, dziurawe niczym sen obłąkanego,
już nie pożycza mi skrzydeł.
Dowiedziałem się, że zamierza popełnić wilgoć i zawrót głowy,
by w pełnym słońcu zarżnąć pasące się oczy.

Gra ze mną w rosyjską ruletkę, marginalizując wyznania
i ostatnie pożegnanie.
Przemoknięte bezradnością do szpiku wymaga co łaska od każdej chwili –
pierwszy i kolejny bełkot.

W ciasnych kątach wyobrażeń coś każe mi milczeć
pod groźbą śmierci
o twoim, o moim, naszkicowanym pośpiesznie
na jakimś świstku, pełnym kłopotliwych pytań
o wygląd twarzy, której udało się nie nadepnąć
na minę cierpliwości.

W końcu nadchodzi La Commedia e Finita.

Dzisiaj, o wiele bardziej precyzyjnie niż pięć sekund temu,
zaszywam milczenia o długim życiu
w starej, brudnej skarpecie.



Poznań, 30.10.2013 – 21.11.2014



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
21.11.2014,  A.L.

My rating

My rating:  

My rating

My rating: