Errata 4

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 4


Errata 4



Czas był pąsowy ze złości. Wiedział, że już pora zostawić za progiem pamięć, tę nigdy nie kochaną już boginkę ciemności. Czas uważał ją za kogoś obrzydliwego, który potrafi jedynie wygasić światło w każdym domostwie, kładąc jego mieszkańcom na powiekach podkowy zmęczenia. A kiedy sam zaglądał im pod oczy widział tylko mdłe latarnie, których celem była wielka dawka zwątpienia i plamienie garściami szarości coraz mniejszych garści sumienia. Odbijał się o polerowaną litość.
Czas zarzucał wówczas pościel tylko na zmęczone stopy i szczerząc się nienaturalnie wybaczał popełnienie grzechów, od których daje się zasnąć. Zasnąć na łonie nigdy nie kochanej boginki, miło wypatrzonej (ale wypalonej już całkiem odrębnym snem) stopie.

1
Czas zaznaczył każde objęcie i spokojnie teraz czekał na spojrzenia. Nie grymasił już, że się zmęczył przez te wszystkie lata, a w młodości starczym ruchem dłoni określił żal po wszystkich utraconych chwilach.

2
Czas wywlókł ze wszystkich utraconych marzeń odległość i stare zdjęcie w sepii.

3
Czas ukradł mi wszystko z pieca i najspokojniej w świecie grzał teraz tylko swoje dłonie. A w zapisanym już do samego końca zeszycie potwierdził ten fakt ostatnim groszem na dalszą drogę. Natomiast mnie, niczym wiernemu psu, sprzedał kopniaka za drzwi i wieczne poszukiwanie legowiska.

4
Czas wymościł ołowiem moją szczęśliwą chmurę, po czym roztoczył nad nią wręcz pyszny pomost z pawich piór. Kazał mi wierzyć, że właśnie tak wygląda niebo i świat, ubrany w szaty dnia, a przecież chodził ciągle w łachmanach mroku.
Czas powiesił kawałek aksamitu na drogowskazie aby mnie zmylić. Udawał, że to już jesień, pejzaż z mgieł, przejście ulicą, mamiąca mnie kolorami i zagojonymi już bliznami po emocjach. Udawał, iż czarno – srebrne ramię pod bujnym parasolem też idzie ze mną, lecz bacznie uważa na każdą rysę w asfalcie. Udawał, że trawa oświetli wyczekujące okno, że kałuże przystanęły cicho i na pewno nie chodzi im o tworzenie potoków, że rosa jest lepka kiedy wchłonie już drogowskaz i że sam jest bezbronny od przyszłości, choć przed przeszłością bosy.
Czas mi udowadniał, że pomimo wszystko pozostanie niemy, kiedy jest aż tak zniewolony tymi wszystkimi elementami zwinięć i połączeń.
A przecież stracił już i jesień i równowagę, zbyt głęboko ukłuty szpilką w chudą dupę przez samego Boga.

5
Czas znalazł strach. Prawie taki sam jak doświadczalnego szczura. Odtąd spokojniej czekał na zbawienie przez jedno słowo. A określenie, że coś jest "do dupy" nie było już wyrocznią, swobodnie biegającą po gzymsie istnienia.

6
Jak wszyscy wokół czas również zadeptał swój prywatny, ociemniały legion pragnień. Natychmiast po tym zalał się „w trupa”, wytarł ręcznikiem z wymiocin zmęczoną twarz, po czym obrzucił w zwierciadło stwardniałe od razów pośladki. ( Ta posrebrzona szyba wykazała w tym momencie wiele cierpliwości, bo przecież wciąż marzyła o czymś zupełnie innym ). Czas w dodatku jeszcze napluł na przyjaźń, bo dotarło do niego, że aby zrozumieć takiego debila jak siebie, trzeba mieć potężny bagaż wieloletniego doświadczenia. Opadły go jednak senne muchy znaczeń i pozorny ład. Tego było już za wiele. Odrzucił kobiece włosy, z gracją przysługującą wiekowi oddał urynę do wykonanego z porównań koryta i oddał się nadchodzącej chwili absolutnego optymizmu.
I nareszcie, teraz, dzięki ustrojowym płynom, poczuł wreszcie nadejście bardziej litościwych dusz. Tych z przeźroczystych butelek. Już nie myślał o tym, że gdyby sam miał duszę, (jak, ponoć, mają ją wszyscy napotkani ludzie w ilości 21 gramów), byłby wreszcie czasem prawdziwym.
Ale jak tu posiadać duszę, kiedy ciągle odbija się o zmurszały połysk ludzkiej litości ?

I tylko wtedy dopadał go do końca nienazwany przez żadnego pisarza pesymizm.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
31.01.2014,  Malwina

My rating

My rating:  
31.01.2014,  mroźny

My rating

My rating:  
31.01.2014,  bezecnik