Mój szafot 9 (Dziewiąte studium schizofrenii)

author:  Piotr Paschke
5.0/5 | 7


Mój szafot 9
(Dziewiąte studium schizofrenii)


Pomyślałem sobie, że pozostało mi być cicho, spokojnie, zwyczajnie i po prostu. Nie da się bowiem zupełnie bez kłamstw, strachu, udawanych orgazmów i książek życzeń i zażaleń. Nie sposób nie poczuć zła, pór odjazdów, zbyt ostrych świateł i tego, że w wielu przypadkach się nie zdąży. Do trumny idzie się bez lodu w odrobinie alkoholu, tak zupełnie inaczej rozwodnionym, bez wykrętów. I tylko tu, bez czymkolwiek zagłuszonej samotności. Trzeba dobrze zgnić, by czart się nami nie zadławił.
Więc gniję niczym kaczka z jabłkami w skupisku jadowitych węży. Zresztą święta naiwność Ewy nie zawładnie nieograniczoną zachłannością Adama. A i archaniołom już nie bardzo wypada rwać sobie przerzedzone włosy z głów tylko z tego powodu. Starość oniemiała, więc nie oszaleje na czas, nie da pretekstu, by skusić, odejść, zostać, perfekcyjnie ukamieniować wygnane z raju grzechy. Zresztą grzechy oddychają coraz głośniej, liczą na niesłyszalność i coraz słabszy wzrok stwórcy. Ale nie ma wyboru, trzeba umieć nauczyć się je jeszcze dostrzegać.
Pomyślałem sobie cicho, spokojnie. I nagle niemal nierozerwalna ze mną cząsteczka zaczęła rościć sobie prawo do uschniętego bukietu pod powiekami i idiotycznej tęsknoty za nieznanym. I wszystkim dookoła się zdaje, że już tak być musi. Lecz wszyscy to jedynie smugi na szybach, ścieralni byle jakim płynem do okien. Nie oddam im żadnego jutra. Jutro jest niepoznawalne. I co smugom z faktu, iż cały czas zapewnia się je o nieodpowiedzialnych, dziecinnych marzeniach i o wielkiej piaskownicy przy bezpiecznym domu? Miało tu być ciepło, choć bardzo wysoko. Pozostały tylko zbyt kręte i zbyt długie schody.
Kiedy spada się, niczym jabłko w kaczkę, to tez jest jakiś lot. Chwilę się leci i przez te chwilę przerywa wielką senność. Tylko że inni komplikują to tak, że z tego złego snu nie budzi już każdy szept. Aerodynamika mówi sama za siebie, obliczenia ciążenia pod siebie. I taka jest kolej rzeczy. Koleje zresztą wciąż się spóźniają, choć rząd w swoich planach ma dla nich zawsze zielone światło. Tunele, rozjazdy, zwrotnice, semafory - poruszanie się w koszmarnie zmęczonej wyobraźni i prowadzenie bzdurnych konwersacji makówek z żyłami.
A w połowie roku czerwie znów pójdą na rzez. Czuje się wraz z nimi wyrzucony na brzeg lata, jakbym wisiał uczepiony gorącej lampy. Niczym na wrzącej poręczy w autobusie wieszam się na uczuciach bardzo czepnymi, cienkimi dłońmi. Skład do mojego rajskiego ogrodu ma już niewyobrażalne opóźnienie.
Może i mógłbym cały czas to rozpamiętywać - do jutra, chwilę we śnie, przez chwilę bez żadnej skazy. Ale już rzez czerwi zaczyna się w nieprzytomnej przyszłości. Przegryzają zgnile kolana, ranią żyły, nie czują już znieczulonych do końca makówek. Dlatego truje się wyrzutami sumienia i rozhuśtanym w stronę prawdy mlekiem matki. Wraz z nim obumiera natchnienie, takie truchło szczura, padłego wraz z czerwiami, równo przed rokiem. Nijak nie umiem wyłuskać ich teraz spod szafy.
Od kiedy dobija mnie kolejny szpagat słońca, ja, Narcyz z krzywym dziobem szczygla kradnącego czereśnie jestem nagi jak król, ze zdziwieniem pytający słońca o prawdziwe ubranie i prawdziwy rozkład jazdy.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  
02.01.2014,  Hnie

My rating

My rating:  
01.01.2014,  bezecnik

Moja ocena

Mocne, czytam koleiny "szafot" , jestem pod wrażeniem
My rating:  
01.01.2014,  Asia Kula

My rating

My rating:  
01.01.2014,  mroźny

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
01.01.2014,  A.L.

Moja ocena


Piotrze-Jesteś Wielki......lekkie pióro,a trudny temat,to coś niesamowitego.

Apropos Nowego Roku 2014- Wszystkiego Dobreggo Tobie I Wszystkim kogo lubisz,oraz Twoim Przyjaciołom.
Agata
My rating: