Poemat do drzwi
I.
krajobraz
zgubiony wśród
zgiełku opadających drzew
a przecież
nie mogę zabierać
liściom ich przyszłości
więc nie stawiaj
mnie za przykład
przestrzeni
na przestrzeni lat
na przestrzał
na kanonadę dni
na baczność
i wybaczenie
kocham cię
II.
jeśli żyjemy w naszej wyobraźni
to po co jestem ja
tu
nie jestem potrzebna
możesz mnie sobie hodować
w swojej wyobraźni
mnie jak nie było tak nie ma
ani światu mnie nie zabraknie
ani wspomnieniom
nie będzie co włożyć do westchnień
odartych pieluch
przedkwitów w pączkach listnych
tego co nazwać by można zielenią
III.
co robisz przez cały dzień?
pytasz mnie
z przeszłości swojego dnia
boli mnie głowa
cierpię z powodu nieustającego bólu głowy
czy warto?
nie wiem
tak jak nie wiem
w którym dzwonie powstanie dzień
a w którym bełkot
w którym obudzi się drażliwość
a w którym twoje noszenie
mnie na rękach
uczucia uruchamiają moje ciało
IV.
przysięgam
wybrałam ciebie
do tego abyś wykazywał
zainteresowanie
moją kobiecością
abyśmy mogli wspólnie
spoglądać na spadające liście
i rosnący śnieg
ty nie przysięgaj mi nic
V.
twój stały SMS
wracam
jestem już na skrzyżowaniu
samochód jest na skrzyżowaniu
a ty w tym samochodzie
i zaraz będziesz wchodził po schodach
i wsuniesz rękę do kieszeni
tam wśród różnych innych kluczy
dotkniesz ten prowadzący do naszych drzwi
drzwi to wspólna przestrzeń
którą mogę obwarować
tęsknotą
zwalniasz tempo kroków
przymykasz oczy zaledwie o milimetr
wiesz
czujesz
że biegnę do drzwi
moje gesty nie są pustką fizyczną
taki drobny gest
jak biegnięcie do drzwi
żeby je tobie otworzyć
i wpuścić cię do środka
w oczekiwaniu
VI.
płot opadających rzęs
źdźbło które czyni oko
ręka
dłoń
palec
opuszek
jesteś dźwiękiem i znaczeniem
jesteś dla mnie
jesteś i znaczysz
znaczysz dla mnie to co słyszę
VII.
podam przyczynę
i zamknę oczy
oczy w pułapce powiek
skutkiem jest ogień
zajmuje mnie ogień
i ja się nim zajmuję
zajmuje mnie cały dzień
szarpie i niszczy
ogień
ogarnia się zajęciem
daje mi zajęcie
mój ogień smakuje punkt teraźniejszości
jak dobry obiad
ogień wznosi płonące świty
i choć chwieje się w zakamarkach dnia
to odżywa o zachodzie słońca
jak komornik
który przychodzi po swoje należności
twardo obstawia cenę
za długi i kradzieże czasu niczyjego
spekuluje z moim płomieniem
wytrzymam czy też może już nie
do rana
do nocy
i do kolejnego przedpołudnia
kiedy nie trzeba będzie
podbiegać do drzwi
wywarzać nieistniejące
w domach które nie urosły
bo zabrakło drzew
VIII.
dom musi mieć
zamknięte drzwi
bez drzwi nie można zamknąć domu
otwarty dom nie ma znaczenia
zbliżasz rękę do dzwonka
i drzwi nabierają znaczenia
drzwi mają dwie strony
tak jak moja skóra
jestem wewnątrz niej
na zewnątrz mojej skóry
stawiasz pierwsze kroki
tam też jestem ja
rysa na szkle
twoich wyobrażeń
krajobraz
zgubiony wśród
zgiełku opadających drzew
a przecież
nie mogę zabierać
liściom ich przyszłości
więc nie stawiaj
mnie za przykład
przestrzeni
na przestrzeni lat
na przestrzał
na kanonadę dni
na baczność
i wybaczenie
kocham cię
II.
jeśli żyjemy w naszej wyobraźni
to po co jestem ja
tu
nie jestem potrzebna
możesz mnie sobie hodować
w swojej wyobraźni
mnie jak nie było tak nie ma
ani światu mnie nie zabraknie
ani wspomnieniom
nie będzie co włożyć do westchnień
odartych pieluch
przedkwitów w pączkach listnych
tego co nazwać by można zielenią
III.
co robisz przez cały dzień?
pytasz mnie
z przeszłości swojego dnia
boli mnie głowa
cierpię z powodu nieustającego bólu głowy
czy warto?
nie wiem
tak jak nie wiem
w którym dzwonie powstanie dzień
a w którym bełkot
w którym obudzi się drażliwość
a w którym twoje noszenie
mnie na rękach
uczucia uruchamiają moje ciało
IV.
przysięgam
wybrałam ciebie
do tego abyś wykazywał
zainteresowanie
moją kobiecością
abyśmy mogli wspólnie
spoglądać na spadające liście
i rosnący śnieg
ty nie przysięgaj mi nic
V.
twój stały SMS
wracam
jestem już na skrzyżowaniu
samochód jest na skrzyżowaniu
a ty w tym samochodzie
i zaraz będziesz wchodził po schodach
i wsuniesz rękę do kieszeni
tam wśród różnych innych kluczy
dotkniesz ten prowadzący do naszych drzwi
drzwi to wspólna przestrzeń
którą mogę obwarować
tęsknotą
zwalniasz tempo kroków
przymykasz oczy zaledwie o milimetr
wiesz
czujesz
że biegnę do drzwi
moje gesty nie są pustką fizyczną
taki drobny gest
jak biegnięcie do drzwi
żeby je tobie otworzyć
i wpuścić cię do środka
w oczekiwaniu
VI.
płot opadających rzęs
źdźbło które czyni oko
ręka
dłoń
palec
opuszek
jesteś dźwiękiem i znaczeniem
jesteś dla mnie
jesteś i znaczysz
znaczysz dla mnie to co słyszę
VII.
podam przyczynę
i zamknę oczy
oczy w pułapce powiek
skutkiem jest ogień
zajmuje mnie ogień
i ja się nim zajmuję
zajmuje mnie cały dzień
szarpie i niszczy
ogień
ogarnia się zajęciem
daje mi zajęcie
mój ogień smakuje punkt teraźniejszości
jak dobry obiad
ogień wznosi płonące świty
i choć chwieje się w zakamarkach dnia
to odżywa o zachodzie słońca
jak komornik
który przychodzi po swoje należności
twardo obstawia cenę
za długi i kradzieże czasu niczyjego
spekuluje z moim płomieniem
wytrzymam czy też może już nie
do rana
do nocy
i do kolejnego przedpołudnia
kiedy nie trzeba będzie
podbiegać do drzwi
wywarzać nieistniejące
w domach które nie urosły
bo zabrakło drzew
VIII.
dom musi mieć
zamknięte drzwi
bez drzwi nie można zamknąć domu
otwarty dom nie ma znaczenia
zbliżasz rękę do dzwonka
i drzwi nabierają znaczenia
drzwi mają dwie strony
tak jak moja skóra
jestem wewnątrz niej
na zewnątrz mojej skóry
stawiasz pierwsze kroki
tam też jestem ja
rysa na szkle
twoich wyobrażeń
My rating
@
Panie Marsie, o marsowym czole, proszę o szczegóły owego koszmaru, poniewaz ja uważam inaczej, mój znajomy dr polonistyki i poeta również uważa inaczejMy rating
My rating
My rating
hm...
koszmarna wersyfikacja, ale ujdzie ;-)Moja ocena
Podpisuję się pod opinią imiennika@
Dziękuję Panie MarkuMoja ocena
To się czyta fantastycznie.Takie miłe zaskoczenie.
Wszystkim polecam.