Para zakochanych nastolatków o poranku
Dojrzali? Dojrzali, by być w szóstej klasie i się zauroczyć.
Z podręcznika sypały się litery, niewarte nic wobec ich mądrości.
Zaczęli znikać za rogiem. Cóż ich może czekać?
Gwałtowne rozstanie na następnym zakręcie
albo jeszcze później, w meandrze kalendarza.
Snopy światła lejące się na ekran
i usta nabrzmiałe od nieśmiałych pocałunków.
Zapach bzu przybranego w fiolet pomieszany z wonią nagiej skóry.
Błyski w małej twarzyczce podobnej do obojga naraz.
Łańcuchy długów i liny nadziei. Okruchy liczone
na ostatnią chwilę i przelanie zbytkiem.
Skąpa biel Adriatyku albo grafit norweskich gór.
Kryształowe krople na ciele zbrudzonym zdradą,
głosy zaszyte wściekłością, pięści bijące niemoc.
Pierwsze nacięcia starości odkryte przy gładzeniu twarzy.
Ciepło przywiane z południa, przemykające
jak złodziej przez uchylone drzwi.
Rozpłynęli się w mlecznej toni poranka,
do zobaczenia? Nie. Po prostu: Bądźcie szczęśliwi.
Wtedy też myśl spływająca słodko-gorzkim nektarem:
Nie dojrzewamy. Nigdy. Przybieramy swoją dziecinność
w maski coraz poważniejsze, raz żałosne do śmiechu,
raz wzruszające do łez.
Z podręcznika sypały się litery, niewarte nic wobec ich mądrości.
Zaczęli znikać za rogiem. Cóż ich może czekać?
Gwałtowne rozstanie na następnym zakręcie
albo jeszcze później, w meandrze kalendarza.
Snopy światła lejące się na ekran
i usta nabrzmiałe od nieśmiałych pocałunków.
Zapach bzu przybranego w fiolet pomieszany z wonią nagiej skóry.
Błyski w małej twarzyczce podobnej do obojga naraz.
Łańcuchy długów i liny nadziei. Okruchy liczone
na ostatnią chwilę i przelanie zbytkiem.
Skąpa biel Adriatyku albo grafit norweskich gór.
Kryształowe krople na ciele zbrudzonym zdradą,
głosy zaszyte wściekłością, pięści bijące niemoc.
Pierwsze nacięcia starości odkryte przy gładzeniu twarzy.
Ciepło przywiane z południa, przemykające
jak złodziej przez uchylone drzwi.
Rozpłynęli się w mlecznej toni poranka,
do zobaczenia? Nie. Po prostu: Bądźcie szczęśliwi.
Wtedy też myśl spływająca słodko-gorzkim nektarem:
Nie dojrzewamy. Nigdy. Przybieramy swoją dziecinność
w maski coraz poważniejsze, raz żałosne do śmiechu,
raz wzruszające do łez.
My rating
My rating
Spróbujemy ;)
choc szczerze mowiac pisalem jednym tchem calosc.Michale, ten tekst mógłby się...
...zaczynać od miejsca;Dojrzali?
I też nic nie straci na atrakcyjności. Tylko "obciążenie" mniejsze.