Do przyjaciół Anglików
Moja wizyta jest niezapowiedziana
i chociaż tylko wierszem, to przyznam szczerze,
że nie spodziewałem się po Was aż takiej gościnności,
mimo, że wyczuwacie mój brak ogłady.
Bądźcie łaskawi mi to darować.
Rozejrzałem się tutaj i poczyniłem obserwacje.
Wiele mówiono mi o Was, ale teraz widzę wyraźnie.
Podziwiam Waszą dumną niewiarę w tok wydarzeń,
tę wyniosłość, że niby imperium się nie rozpadło.
Jesteście tacy, jacy byliście od czasów pradawnych,
kiedy spiczaste czuby anglosaskich łodzi
przybijały o mityczny klif Dover.
Ten sam Sas ginął w starciach o tron,
ten sam Sas zarządzał tropikalną prowincją
dając się wachlować usłużnym hinduskim rękom,
ten sam Sas dusił się w okopach Francji i Belgii.
Wędrują pokolenia pod cieniem Westminsteru.
Mgła nad pułapką ulic wzbogaca się o opary
z filiżanek herbaty, jak zwykle o piątej.
Tętni jednak miasto nie zważając na porę i zwyczaj,
drga wielonarodowym tłumem
na rozbudzonej fali Trafalgar Square.
Może i jest to pośpiech, ale powściągliwy.
Ma w sobie nutę teatralności.
A teraz proszę wybaczyć, że już opuszczam Londyn,
ale Waszą mowę lepiej rozumiem przez pryzmat sąsiedniej Irlandii,
gdzie zielona krew męczenników zrosiła nierówne wzgórza,
a umiłowanie wolności i nadspodziewana porywczość
są tak przytulnie znajome.
i chociaż tylko wierszem, to przyznam szczerze,
że nie spodziewałem się po Was aż takiej gościnności,
mimo, że wyczuwacie mój brak ogłady.
Bądźcie łaskawi mi to darować.
Rozejrzałem się tutaj i poczyniłem obserwacje.
Wiele mówiono mi o Was, ale teraz widzę wyraźnie.
Podziwiam Waszą dumną niewiarę w tok wydarzeń,
tę wyniosłość, że niby imperium się nie rozpadło.
Jesteście tacy, jacy byliście od czasów pradawnych,
kiedy spiczaste czuby anglosaskich łodzi
przybijały o mityczny klif Dover.
Ten sam Sas ginął w starciach o tron,
ten sam Sas zarządzał tropikalną prowincją
dając się wachlować usłużnym hinduskim rękom,
ten sam Sas dusił się w okopach Francji i Belgii.
Wędrują pokolenia pod cieniem Westminsteru.
Mgła nad pułapką ulic wzbogaca się o opary
z filiżanek herbaty, jak zwykle o piątej.
Tętni jednak miasto nie zważając na porę i zwyczaj,
drga wielonarodowym tłumem
na rozbudzonej fali Trafalgar Square.
Może i jest to pośpiech, ale powściągliwy.
Ma w sobie nutę teatralności.
A teraz proszę wybaczyć, że już opuszczam Londyn,
ale Waszą mowę lepiej rozumiem przez pryzmat sąsiedniej Irlandii,
gdzie zielona krew męczenników zrosiła nierówne wzgórza,
a umiłowanie wolności i nadspodziewana porywczość
są tak przytulnie znajome.
My rating