Jeździec

author:  Łukasz S
0.0/5 | 0


Wraz z pędem koni wiatr liśćmi porusza,
samotny jeździec do lubej wyrusza.
Przebył już rzeki, góry bajkowe
wtem garstka karłów zaszła mu drogę.
''Co chcą''- rzecze -''Szlachetni Panowie?''
Nie wie, więc pyta, czy oni wrogowie?
W jakich zamiarach go zatrzymują
I czego by puścić odeń oczekują.
Wtem jeden - najwyższy metr dziesięć - wystąpił z szeregu
'''Ten chyba jest wodzem, zagadam do niego'':
''O Panie najwyższy, przepuście, mi spieszno
Do pokonania mam jeszcze trzysta mil przeszło''.
Nie odzywają się wojownicy
Więc zszedłszy z konia pieniądze liczy.
I odliczywszy połowę tego
Co miał na drogę, rzecze do Niego:
''Przyjmijcie proszę to złoto w podzięce'',
mówiąc, pomyślał o swej panience,
dla której pokonał już góry, doliny
więc nie żałował danej daniny.
Ten ważny przyjął, sprawdził, dziękuje,
do swoich ludzi coś pokazuje
I tłum się rozstąpił, jest ich ze setka;
że nie zabili, to ulga wielka
I pędem takim, co jeszcze nie jechał
Pospieszył jeździec - wnet koń staje dęba.
Zatrzymał się - przepaść - koń zrzucił ów Pana.
Lecz nie na Ziemię, nie na kolana.
Ktoś musiał wcześniej konia pogonić,
że on tak pędził, że on tak gonił...
Prosto w czeluści zleciał piekielne
ów lądowanie nie było miekkie
Czerwienią naznaczone bezlitosne skały
Zwłoki ów Pana długo spadały...
Trup.Padlina.Czaszka strzaskana.
Gdzies tam daleko panna stroskana...
Krew i wnętrzności, obok koń leży
Z góry słychać śmiech karłów- żołnierzy.

/pierwsze próby...1999 rok.../



 
COMMENTS