W klasie
Z okien patrzę na dachy czerwone,
ale nie krwiste.
Późnopaździernikowe liście lipy
rażą śmiałą żółcią na tle burych ścian
i szarych inaczej obłoków
stłoczonych w jeden horyzont.
Przedostania ławka,
środkowy rząd,
określone miejsce
daleko od okna,
chcę się wyrwać, uciec
(chociaż krzywda mi się nie dzieje),
żeby zobaczyć chociaż te poddasza,
ciemne i zagracone,
nieciekawe.
Niecodzienne.
Niewpisane w plan zajęć.
Zabrze, październik 2012
ale nie krwiste.
Późnopaździernikowe liście lipy
rażą śmiałą żółcią na tle burych ścian
i szarych inaczej obłoków
stłoczonych w jeden horyzont.
Przedostania ławka,
środkowy rząd,
określone miejsce
daleko od okna,
chcę się wyrwać, uciec
(chociaż krzywda mi się nie dzieje),
żeby zobaczyć chociaż te poddasza,
ciemne i zagracone,
nieciekawe.
Niecodzienne.
Niewpisane w plan zajęć.
Zabrze, październik 2012
My rating
My rating
My rating