O wiklinowym ptaku ( Opowieść Cygana)
Spływały w doliny dunajcowe wody, a na nich marzanny
z kawałkami lodów, na brzegu w wiklinie niemłody już Cygan
siedząc opowiadał maleńkiemu chłopcu:
,,Tam po drugiej stronie, gdzie teraz polana, stała kiedyś mała,
niebogata chatka, w niej matka ze synem chuchającym w dłonie.
Czekali na przyjście upragnionej wiosny.
A z nami przybyły w te strony legendy:
O tym, że cyganie małe dzieci jedzą, a ich własne przez to
mają stare dłonie, inaczej się bawią i nigdy nie śmieją.
Lecz w jedną do dzisiaj nie mogę uwierzyć,
choć i ja za młodu słyszałem wołanie.
Chciałem biec nad rzekę, by to coś nakarmić, kiedy już ruszałem,
inne stare dłonie chwytały za moje, by się nie dać zwabić.
Mówili nam starzy: droga jest granicą, tak samo Dunajec,
dla tamtych na wzgórzach, tereny pośrodku porosłe wikliną,
to azyl dla króla wołających ptaków.
Nie śmiejcie się z niego, nie krzyczcie, gdy śpi, bo kto go przebudzi
wyruszy z nim w drogę, daleką jak półświat, jak najdłuższy tabor,
niepewną jak Kaukaz, i cięższą niż Ural"
Mrok rozkładał skrzydła, osiadał na rzece.
Siedzieli w milczeniu, choć chciało się wołać,
wiklinowy ptaku! Gdzie zabrałeś chłopca?
lecz strach było krzyczeć, aby go nie zbudzić.
z kawałkami lodów, na brzegu w wiklinie niemłody już Cygan
siedząc opowiadał maleńkiemu chłopcu:
,,Tam po drugiej stronie, gdzie teraz polana, stała kiedyś mała,
niebogata chatka, w niej matka ze synem chuchającym w dłonie.
Czekali na przyjście upragnionej wiosny.
A z nami przybyły w te strony legendy:
O tym, że cyganie małe dzieci jedzą, a ich własne przez to
mają stare dłonie, inaczej się bawią i nigdy nie śmieją.
Lecz w jedną do dzisiaj nie mogę uwierzyć,
choć i ja za młodu słyszałem wołanie.
Chciałem biec nad rzekę, by to coś nakarmić, kiedy już ruszałem,
inne stare dłonie chwytały za moje, by się nie dać zwabić.
Mówili nam starzy: droga jest granicą, tak samo Dunajec,
dla tamtych na wzgórzach, tereny pośrodku porosłe wikliną,
to azyl dla króla wołających ptaków.
Nie śmiejcie się z niego, nie krzyczcie, gdy śpi, bo kto go przebudzi
wyruszy z nim w drogę, daleką jak półświat, jak najdłuższy tabor,
niepewną jak Kaukaz, i cięższą niż Ural"
Mrok rozkładał skrzydła, osiadał na rzece.
Siedzieli w milczeniu, choć chciało się wołać,
wiklinowy ptaku! Gdzie zabrałeś chłopca?
lecz strach było krzyczeć, aby go nie zbudzić.
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
ptak Czarana podobno zjadał nocy gwiazdy, wiklinowy pewnie ich w wodzie odbicieMy rating
My rating