by urok zły odmienić
{paraballada na niewesoły temat}
kamienie milowe krajobrazu to ty i pies.
razem ze mną rodziną byliśmy.
nie od razu niepełnowartościową.
ale oto i nasze starania.
wielość starań i mało czasu.
pofałdowań, załamań kolejne sekundy.
mknienie przez życie tak bez wyrazu.
bez wózka raczej i skutków brzemiennych.
w każdego spotkania znaczeniu tak pełnym.
w wielości przykazań znaczeniu tak względnym.
i nic. ani razu.
nagle wakacje wyrwane z kontekstu.
z wysiłków codziennych jak pacierz.
w pełni jeziora, księżyca i w blasku.
z braku nadziei zniknąłeś, jak cień.
a zła pogoda i przepowiednia
bladość ust twoich wytrawiły i lica.
zupełnie już. całkiem powoli.
na zawsze jakby. na śmierć.
teraz pies na mnie czeka jak dawniej.
mój kamień i powróz też tylko mój.
krajobraz jeszcze mi znany,
choć nieco zabawniej. po tylu lekach.
niezamazany. wciąż mój.
spokojnie. powoli wypełni się sen.
los samotny zaniknie w przekwicie.
jak w późnej jesieni odszukanie słodkości
owocu, co jeszcze przed mrozem ukryty.
w bezliściu. w ostatnich, ciepłych słońca promieniach.
po tylu zbędnych, przyziemnych pragnieniach.
przebrzmiały w czasu wielkości objawach.
zatoczy krąg, jak ta zjawa.
by zły urok odmienić.
kamienie milowe krajobrazu to ty i pies.
razem ze mną rodziną byliśmy.
nie od razu niepełnowartościową.
ale oto i nasze starania.
wielość starań i mało czasu.
pofałdowań, załamań kolejne sekundy.
mknienie przez życie tak bez wyrazu.
bez wózka raczej i skutków brzemiennych.
w każdego spotkania znaczeniu tak pełnym.
w wielości przykazań znaczeniu tak względnym.
i nic. ani razu.
nagle wakacje wyrwane z kontekstu.
z wysiłków codziennych jak pacierz.
w pełni jeziora, księżyca i w blasku.
z braku nadziei zniknąłeś, jak cień.
a zła pogoda i przepowiednia
bladość ust twoich wytrawiły i lica.
zupełnie już. całkiem powoli.
na zawsze jakby. na śmierć.
teraz pies na mnie czeka jak dawniej.
mój kamień i powróz też tylko mój.
krajobraz jeszcze mi znany,
choć nieco zabawniej. po tylu lekach.
niezamazany. wciąż mój.
spokojnie. powoli wypełni się sen.
los samotny zaniknie w przekwicie.
jak w późnej jesieni odszukanie słodkości
owocu, co jeszcze przed mrozem ukryty.
w bezliściu. w ostatnich, ciepłych słońca promieniach.
po tylu zbędnych, przyziemnych pragnieniach.
przebrzmiały w czasu wielkości objawach.
zatoczy krąg, jak ta zjawa.
by zły urok odmienić.
My rating
My rating
My rating