BRUNO
wychodzi zawsze
stamtąd
bezszelestnie ginie w zaułkach
z rękami w kieszeniach
pełnych nagich kobiet
wzrokiem zaciera ślady
na rynku
kobieta powłóczystą spódnicą
zmiata sierpniowy żar
dwa kroki od ratusza
wyznaczam pokój
w przestrzeni
wyłożony chórem sakralnym
z oknem
może trzema
przez zasłony
prześwituje rzeczywistość
i sklep cynamonowy
stamtąd
bezszelestnie ginie w zaułkach
z rękami w kieszeniach
pełnych nagich kobiet
wzrokiem zaciera ślady
na rynku
kobieta powłóczystą spódnicą
zmiata sierpniowy żar
dwa kroki od ratusza
wyznaczam pokój
w przestrzeni
wyłożony chórem sakralnym
z oknem
może trzema
przez zasłony
prześwituje rzeczywistość
i sklep cynamonowy
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
Moja ocena
Wszyscy jestesmy czasem pensjonariuszami sanatorium pod klepsydrą.My rating
My rating
Moja ocena
Od dawna nie widziałem tu tak poważnego wiersza. Poważnego poprzez nawiązania do postaci Brunona Schulza. Brawo.No, od dawna nie widziałem tu tak poważnego wiersza nawiązującego do ważnych postaci. Brawo!
My rating