O 12. na przystanku
Zabił we mnie dzwon. Pożar, powódź z gradem, sąd wstępny,
papiery proszę, akceptujemy tylko zielone:
przy przystanku rzyga dziewczyna potrącana przez rówieśnika. Kochanek czy diabeł jeden diabeł.
Popruł się sztandar glorii. Buty zdarte. Chwała dżinsowej wyćwiekowanej spódnicy oklapła i leży jak deska sedesowa.
Biła dwunasta święta godzina. Zwiastował Pannie, poczęła, a tutaj wszystko jak gdyby nigdy nikt. Bo jak uwierzyć, że Chleb
jest za darmo, gdy głupie piwo kosztuje 6 złotych.
papiery proszę, akceptujemy tylko zielone:
przy przystanku rzyga dziewczyna potrącana przez rówieśnika. Kochanek czy diabeł jeden diabeł.
Popruł się sztandar glorii. Buty zdarte. Chwała dżinsowej wyćwiekowanej spódnicy oklapła i leży jak deska sedesowa.
Biła dwunasta święta godzina. Zwiastował Pannie, poczęła, a tutaj wszystko jak gdyby nigdy nikt. Bo jak uwierzyć, że Chleb
jest za darmo, gdy głupie piwo kosztuje 6 złotych.
Poem versions
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
czytam
w masce megasuper kobietywśród innych megasuper kobiet zrośniętych ze swoimi maskami
myślała: a może one takie są prawdziwe?
megasuper baba
My rating
My rating