ALBOŚCIE TO JACYś z TACY…

5.0/5 | 1


ড়ৡী†
ALBOŚCIE TO JACYś z TACY… KLECHOWIACY


Cóż jeszcze potrzeba ?
By duch nie spadł z nieba
By duchownych sutann zbyt długie szeregi
I w szatach a'la szatan jako ten szarlatan
Poczciwy Dziwisz siwy się nie dziwił
Że życia za życia po bożemu nie krzewił
Że żenić i żalić grzesznemu zabronił
Że szef ich tak skrzywił

Na pomysł wpadliście iście szatański
Jak bakszysz… krzyż oczywiście pański
A może to skryty… duchem podszyty
Świętym… i bezdusznym o dusze strachem
Heroizm czy egoizm księdza ?
Co sen'x z oczu spędza
Może quasi - duchowa
Uczuć wyższych para egzystencjonalna nędza ?
Brak wyobraźni w łaźni na widok kamrata może figle płata
Libo jaźni utrata ?
Co to brata w ornatach
Jak kastrata… wariata przygniata ?
A ojca Maryjana świat medialnych kołaczy wyhaczył
W służbie szefa mediów boskiej piurkomedii
A anieli podpowiedzieli by pluć na Polskę w Brukseli
W ataku schizo wrednej amnezji
A może tato to capo di tutti capi co popadł w ostracyzm ?
Boście to bezpotomne ojce ułomne i bezdomne bracia
Jako tacy… klechowiacy
Byleby bez pracy

Niech bóg broni baroni bez broni
Aż Pieronek choć też hipokryta zaczął się pieronić
Niepomni… ślubów ubóstwa
Mafia w parafiach… czy maniacy ?
Rzymska Cosa Nostra z drugiej strony lustra
Czyż kler skner się zali z ambony do mamony pali ?
I nie obcy mu grzech cudzołóstwa ?
Czy lud pono boży… przez wieki mamiony
Chędoży i w czarną kasę wali ?
W miraże… gdzie ołtarze obdartego bóstwa

Cóże jeszcze trzeba ?
Jeśli święcie wierzą, że się nie usmażą
Proroctwami strasząc i lustracją od zakrystii
Eucharystii hostii… z imitacji twarzą
Marzą… o raju… na haju obiecując raj
Bałamutnie cudny… schludny
Ludny… nawet przeludniony
I niemiłosiernie nudny
Sami zaś w alkowach w rozpusty okowach
By zrazu mszą świętą jako onym młotem
Z poświęconej… cóż piszę ? z pozłoconej stali
Wiernych w głowy walić
Organami seans grać w organie… co jak pranie
Mózgu… elektrowstrząsami sumień by rumień
Na licach… wystąpił… by duch święty zstąpił
I w kaplicach… zagrzmiał spirytytuobalnym
Samych niebios grzmotem
Potem… zrazu koncelebra poprzez adoracje
I godzinki z cierpkim marynatem
I dalej w pościele… miłość czynić… z bratem

Cóż… tak to w niejednym… powszechnym
Skostniałym kościele
Grzech śmielej się ściele i śmielej…
Wśród steku pozorów… cudów i całunów
Cudownych obrazów
Religijnych oszustw… zakazów i nakazów
Przez wieki co i rusz weselej… weselej
Z fantazji pijanych czerpanych
Bzdur niedorzecznych na chór męsko męski
Ażur dziurawy filigranów wiary
Efektów specjalnych
Egzorcyzmów ciężkich… czarnoksiężskich
Prawd objawionych… i schizmy
Kadzidlanych dymów mózgi trują opary
Namaszczają olejmi poprzez czary mary
Klerykoidajne… medialne ofiary
Nietani to niestety i nieidealny
Za to nietykalny klasyczny teatr eksperymentalny
Przebogaty w szaty… maszkarony i maszkary
Scenografie święte… bogobojne maski
Tusz orkiestra na chórze… organy… fanfary !
Ciekawe nawet i gorzej… bo z bożej pono łaski
Ten nieschodzący z afisza spektakl wciąż wystawia
A publikę do wiatru… licząc na poklaski
I datki… z co łaski
I ciemnogród obłudnie samolubny jak świat stary


e K$ komunikowany ……………… Krzysztof றaria $zarszewski

Poem versions


 
COMMENTS


My rating

My rating:  

jestes zdolny

ale prosze krocej bo potrzebujemy tego.... taka dluga doslownosc jak sutanna i przyganial sagan garnkowi
12.10.2011,  batuda

Ostrzegam, iże

Ostrzegam, iże to pierwsza część dyptyku
Przypominając sentencję łacińską -
PRO POETIS OMNIA LICET
I że cenię sobie tę wcale nie tajemnicę