W lato byle jakie
w lato byle jakie
niosły dzieci zielne wianki do fary
przez plac niczyj ścieżką krętą
biły dzwony - Pani zasnęła do nieba
choć w mieście
dzień był ładny
świt już budził nadzieję
bo mgła zrosiła lucernę dziką
a rumiana gruszka
odbijała
dobry uśmiech Jasnej Pani
święto wielkie
więc poszedłem wygolony
korzyć się przed Panią
za grzech, którego wyprzeć za nic się nie mogę
i o zmiłowanie prosić gorąco
kapłan czytał niewyraźnie
a echo wielokrotnie obijane od ścian
słowo Boże przedrzeźniało
modlić się źle było
wieczorem zjadłem gruszkę bezwiednie
uśmiech Pani był nie dla mnie
niosły dzieci zielne wianki do fary
przez plac niczyj ścieżką krętą
biły dzwony - Pani zasnęła do nieba
choć w mieście
dzień był ładny
świt już budził nadzieję
bo mgła zrosiła lucernę dziką
a rumiana gruszka
odbijała
dobry uśmiech Jasnej Pani
święto wielkie
więc poszedłem wygolony
korzyć się przed Panią
za grzech, którego wyprzeć za nic się nie mogę
i o zmiłowanie prosić gorąco
kapłan czytał niewyraźnie
a echo wielokrotnie obijane od ścian
słowo Boże przedrzeźniało
modlić się źle było
wieczorem zjadłem gruszkę bezwiednie
uśmiech Pani był nie dla mnie
COMMENTS
ADD COMMENT