Skądinąd na granicy nocy z dniem
Lamperia nocy gwiezdną kawalkadą,
rozbudza pełnię na granicy nieba
tam, gdzie marzenia swoje miejsce mają,
by o poranku słowik mógł zaśpiewać.
A kiedy słońce zaczesuje warkocz,
chmur kawaleria staje w szranki z wiatrem,
który zadziornie swawoli parokroć
w drzew inwentarzu – dmie tam i z powrotem.
Zaś, gdy endoskop blednącego zmierzchu,
w asyście świerszczy, wkracza na salony,
myśli poety, wolno, po troszeczku,
wiersz rozpisują Bogu przedłożony
I tylko tyle do szczęścia potrzeba,
by w mroku ujrzeć jasność promienistą,
która po cichu piękne sny rozsiewa
i wskrzesza księżyc, by złotem zabłysnął.
Kasia Dominik
rozbudza pełnię na granicy nieba
tam, gdzie marzenia swoje miejsce mają,
by o poranku słowik mógł zaśpiewać.
A kiedy słońce zaczesuje warkocz,
chmur kawaleria staje w szranki z wiatrem,
który zadziornie swawoli parokroć
w drzew inwentarzu – dmie tam i z powrotem.
Zaś, gdy endoskop blednącego zmierzchu,
w asyście świerszczy, wkracza na salony,
myśli poety, wolno, po troszeczku,
wiersz rozpisują Bogu przedłożony
I tylko tyle do szczęścia potrzeba,
by w mroku ujrzeć jasność promienistą,
która po cichu piękne sny rozsiewa
i wskrzesza księżyc, by złotem zabłysnął.
Kasia Dominik
My rating
My rating