Popiół
a więc jesteś życie ty moje
jesteś i ty słodka jego melodio
chociaż dzisiaj już nie grasz
wysokich dźwięków
pękają pojedyncze struny
na dom (nie)mój
spadł kir nocy
cichość wszędzie
ona nakazuje milczeć
zatem nie śpiewam
a ty nie graj już
pozwól tej ciszy zakwitnąć
mamidło szczęścia
śmieje się w moich trzewiach
lecz nie na długo
nie jest mu pisana długowieczność
jestem w pociągu na ślepym torze
samochodzie w trakcie crash testu
rakiecie pędzącej do morza
a pod nogami wyrasta wąż
on miał mnie pochłonąć
lecz chwycił nagle dłoń mą ufną
gdy szukałem w Biblii
narodzin Boga
Dominus noster Iesus Christus te absolvat
Et ego auctoritate ipsius te absolvo
Ego te absolvo a peccatis tuis
In nomine Patris...
a teraz kontempluję w ciszy
szczęśliwość pozorną
a płomień goreje w żyłach
kielich zbawienia upada na ziemię
a teraz jestem w łóżku
odarty z pamięci
uciekam w stronę okna
za którym tylko pułapka urbanistów
a teraz jestem w szpitalu
konował recytuje plan
moich wyzdrowień
odwija bandaże
może jutro
pojutrze
może nigdy
a mogłem się odwrócić
odwrócić w stronę stodoły
w której płoną ziarna (nie)prawdy
a ogień wciąż goreje w moich trzewiach
melodia zatrutej krwi w żyłach
a teraz jestem wewnątrz
ledwie dostrzegam tę drogę
sekunda i otwiera się przepaść
druga strąca mnie na dno
dotykam swojej obecności
która pozostała w pokoju
tych drobiazgów przezroczystych
których należało strzec
a teraz jestem w urzędzie emigracyjnym
szukam zaświadczenia
że już tu nie mieszkam
że chcę od siebie wyemigrować
już za późno
znów jestem w pokoju
spoglądam w lustro
ogień wciąż goreje w moich oczach
a stodoła przesypuje się z oka do oka
jesteś i ty słodka jego melodio
chociaż dzisiaj już nie grasz
wysokich dźwięków
pękają pojedyncze struny
na dom (nie)mój
spadł kir nocy
cichość wszędzie
ona nakazuje milczeć
zatem nie śpiewam
a ty nie graj już
pozwól tej ciszy zakwitnąć
mamidło szczęścia
śmieje się w moich trzewiach
lecz nie na długo
nie jest mu pisana długowieczność
jestem w pociągu na ślepym torze
samochodzie w trakcie crash testu
rakiecie pędzącej do morza
a pod nogami wyrasta wąż
on miał mnie pochłonąć
lecz chwycił nagle dłoń mą ufną
gdy szukałem w Biblii
narodzin Boga
Dominus noster Iesus Christus te absolvat
Et ego auctoritate ipsius te absolvo
Ego te absolvo a peccatis tuis
In nomine Patris...
a teraz kontempluję w ciszy
szczęśliwość pozorną
a płomień goreje w żyłach
kielich zbawienia upada na ziemię
a teraz jestem w łóżku
odarty z pamięci
uciekam w stronę okna
za którym tylko pułapka urbanistów
a teraz jestem w szpitalu
konował recytuje plan
moich wyzdrowień
odwija bandaże
może jutro
pojutrze
może nigdy
a mogłem się odwrócić
odwrócić w stronę stodoły
w której płoną ziarna (nie)prawdy
a ogień wciąż goreje w moich trzewiach
melodia zatrutej krwi w żyłach
a teraz jestem wewnątrz
ledwie dostrzegam tę drogę
sekunda i otwiera się przepaść
druga strąca mnie na dno
dotykam swojej obecności
która pozostała w pokoju
tych drobiazgów przezroczystych
których należało strzec
a teraz jestem w urzędzie emigracyjnym
szukam zaświadczenia
że już tu nie mieszkam
że chcę od siebie wyemigrować
już za późno
znów jestem w pokoju
spoglądam w lustro
ogień wciąż goreje w moich oczach
a stodoła przesypuje się z oka do oka
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating