Drewniane serca dla nas
Ktoś mi kiedyś powiedział,
A może śniłem,
Że drzewa,
Jak motyle
Kochają.
Ktoś kiedyś mi wmówił
Albo wymyśliłem,
Że dębowe żyły
Żywic pulsem
Grają.
Utulą buki samotnych,
Znużonych bzy ukołyszą,
Wiatru z liśćmi szeptaniem
Albo bezwietrzną ciszą.
Ów ktoś myśl pewną do głowy mi włożył
(lub zobaczyłem w marzeniach),
Abym ramiona szeroko rozłożył
I mocno objął pień drzewa.
Bym wsłuchał się w buków serc bicie,
W spękanej twarz tuląc korze,
Nie zważać, że rani, że boli;
Na ból – drzew kochanie pomoże.
Rzekł mi on także: by słyszeć,
Cierpliwość jest nadto wskazana.
Rytm wolny krwi gęstej żywicznej,
A serca konstrukcja drewniana.
I kiedy te drzewa odnajdę,
I gdy już będę cierpliwy,
Na pewno wśród ciszy usłyszę,
Na pewno powrócę silniejszy, szczęśliwy…
Ruszyłem więc w puszcze i bory,
Przed tysiącami przystając drzew.
Twarz raniąc bruzdami kory,
Czekałem na tętna ich śpiew.
Lecz nic, tylko cisza.
Ni drgnienia.
I pomyślałem: nie warto
Zawierzać snom i poetom –
Morfeuszowym bękartom.
To mrzonki – ich kruche marzenia,
Cień majaczący podnietą;
Sam to zważyłem wśród drzew milczenia –
Sam doskonale wiem przeto.
Znużony wróciłem do domu,
Zapominając o drzewach,
By wegetować jak one –
Drewniana dusza nie śpiewa.
Aż w moim małym miasteczku,
(nie, tego z pewnością nie śniłem)
Wśród lasów zbłąkanych uczuć
Ciebie samotną zoczyłem.
Kurczowo trzymałaś się drzewa –
Dębu, co rósł koło drogi,
Wiatr w oczy chciał Cię wywrócić,
Nicpoń, wiatr w oczy, dął srogi.
I byłby wygrał z pewnością
I porwał Cię, tańcząc swe walce;
Im silniej trzymałaś się drzewa,
Tym bardziej drętwiały Twe palce.
Pamiętasz,
Jak z drugiej strony podbiegłem żwawo,
Pień – chcąc nie chcąc – ramionami obejmując czule?
Pamiętasz?
Wpierw dłoń lewą, zaraz prawą
Do Ciebie wyciągam i twarz w korę tulę.
I złapałem Cię mocno,
Twe zmarznięte dłonie…
Struchlał złośnik wicher.
Cisza,
Tylko nasze skronie
Razem pulsować zaczęły;
Żywiczną krew dębu
Dwa serca popchnęły.
Wróciliśmy jednością –
Na zawsze szczęśliwi.
A drzewo?
Nie zapomnimy.
Przyjdziemy doń czasami,
Z czułością twarze przytulimy,
Obejmiemy je wspólnie naszymi ramionami,
W drewnianego rytm serca wsłuchując się do woli.
Tylko zawsze musimy być cierpliwi,
Bo krew gęsta żywiczna, więc płynie powoli.
A może śniłem,
Że drzewa,
Jak motyle
Kochają.
Ktoś kiedyś mi wmówił
Albo wymyśliłem,
Że dębowe żyły
Żywic pulsem
Grają.
Utulą buki samotnych,
Znużonych bzy ukołyszą,
Wiatru z liśćmi szeptaniem
Albo bezwietrzną ciszą.
Ów ktoś myśl pewną do głowy mi włożył
(lub zobaczyłem w marzeniach),
Abym ramiona szeroko rozłożył
I mocno objął pień drzewa.
Bym wsłuchał się w buków serc bicie,
W spękanej twarz tuląc korze,
Nie zważać, że rani, że boli;
Na ból – drzew kochanie pomoże.
Rzekł mi on także: by słyszeć,
Cierpliwość jest nadto wskazana.
Rytm wolny krwi gęstej żywicznej,
A serca konstrukcja drewniana.
I kiedy te drzewa odnajdę,
I gdy już będę cierpliwy,
Na pewno wśród ciszy usłyszę,
Na pewno powrócę silniejszy, szczęśliwy…
Ruszyłem więc w puszcze i bory,
Przed tysiącami przystając drzew.
Twarz raniąc bruzdami kory,
Czekałem na tętna ich śpiew.
Lecz nic, tylko cisza.
Ni drgnienia.
I pomyślałem: nie warto
Zawierzać snom i poetom –
Morfeuszowym bękartom.
To mrzonki – ich kruche marzenia,
Cień majaczący podnietą;
Sam to zważyłem wśród drzew milczenia –
Sam doskonale wiem przeto.
Znużony wróciłem do domu,
Zapominając o drzewach,
By wegetować jak one –
Drewniana dusza nie śpiewa.
Aż w moim małym miasteczku,
(nie, tego z pewnością nie śniłem)
Wśród lasów zbłąkanych uczuć
Ciebie samotną zoczyłem.
Kurczowo trzymałaś się drzewa –
Dębu, co rósł koło drogi,
Wiatr w oczy chciał Cię wywrócić,
Nicpoń, wiatr w oczy, dął srogi.
I byłby wygrał z pewnością
I porwał Cię, tańcząc swe walce;
Im silniej trzymałaś się drzewa,
Tym bardziej drętwiały Twe palce.
Pamiętasz,
Jak z drugiej strony podbiegłem żwawo,
Pień – chcąc nie chcąc – ramionami obejmując czule?
Pamiętasz?
Wpierw dłoń lewą, zaraz prawą
Do Ciebie wyciągam i twarz w korę tulę.
I złapałem Cię mocno,
Twe zmarznięte dłonie…
Struchlał złośnik wicher.
Cisza,
Tylko nasze skronie
Razem pulsować zaczęły;
Żywiczną krew dębu
Dwa serca popchnęły.
Wróciliśmy jednością –
Na zawsze szczęśliwi.
A drzewo?
Nie zapomnimy.
Przyjdziemy doń czasami,
Z czułością twarze przytulimy,
Obejmiemy je wspólnie naszymi ramionami,
W drewnianego rytm serca wsłuchując się do woli.
Tylko zawsze musimy być cierpliwi,
Bo krew gęsta żywiczna, więc płynie powoli.
My rating
...
ciszą wyrażę podziwMy rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
My rating
piękne@Rucki
ja oddałem siebie - nie tyle za historię, co za postać z owej...:-)Moja ocena
Rosnie gdzies placzaca brzoza,Ktora objelam ramieniem
I wyrylam na jej korze
Pamiatke...
Twoim Imieniem....