... | version: 23.06.2013 01:08

author: marakuja
5.0/5 | 5


29.01 był dniem urodzin
malinowego Króla.

Był bardzo wysoki i miał dwoje posłusznych uszu.
Czasami miałam wrażenie że sięgam mu do pasa,
dlatego na naszą pierwszą randkę
planowałam założyć 10-centymetrowe amarantowe szpilki,
które nawet kupiłam: zielone lakierki za 1/4 wypłaty.

Ceniłam go za to, że nazywał białe - białe, czarne - czarne. Niezależnie od konsekwencji.
Nie bał się konfrontacji.

Umiał rozmawiać z dziećmi jak doświadczony ojciec gromadki wielkości klasy.
Nie doceniał tego dość.

Traktował życie jak służbę,
służbę jak walkę,
walkę jak chleb powszedni.

Nigdy się razem nie śmialiśmy. Nigdy z tego samego.
Nieustannie w gotowości, pozycja przed starciem, szukanie odsłoniętej pięty Achillesowej i szybkie dźgnięcia.

Przy nim byłam dwa razy mocniej nadzieją.
On był bardziej siłą.
Oboje byliśmy dla siebie, naprawdę tak myślę,
jedyną na tym świecie szansą
na pełną symbiozę.

I takie powstaje pytanie: czy jego oczy na pewno są
zielone
włosy rude?
złote
psu na budę
nie wiem
prócz tego że
siła mogłaby chronić
gdyby
chciała

Poem versions

 
COMMENTS


My rating

My rating:  
31.01.2013,  bezecnik

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
30.01.2013,  adam rem

My rating

My rating:  

My rating

My rating: