Szukanie Ojczyzny | version: 13.11.2018 23:47

5.0/5 | 6


Chciałbym Cię móc pochwycić, jak
chwyta się gałąź albo kamień.
Daj mi szelestem liści znak,
uczyń mi w dłoni ciepłe znamię.
Choćby słoneczny promień złam
na pajęczyny kotylionie
i wprowadź mnie do swoich bram,
gdzie się wciąż stwarzasz, jak w kokonie.

Ty drzemiesz pod arkadą z traw,
pałac Twój - zdrewniałe korzenie.
Tam, gdzie polana, a był staw,
pewnie umarło jakieś plemię.
A tam, gdzie ścieżka kończy bieg,
starto się w bitwie o królestwo.
Płynęła krew na biały śnieg,
do wiosny mogła nie obeschnąć.

Z zarosłych mchem, porostem ust
Chciej do mnie mówić, Moja Ziemio.
Słyszę strumyka cichy plusk,
tam wszystkie myśli Twoje drzemią.
A każda kropla to epoka,
wszystkie istnieją równocześnie.
Toczysz je po koryta stokach
i poza czasem trwasz, jak we śnie.

Kusisz mirażem wielkich pól,
których wzrok ludzki nie ogarnia.
Brzęczy w nich wielki ludzki ul -
to na wyprawę poszła armia.
Odbijasz echa od dwóch mórz
(wszak chciałaś do nich kiedyś sięgać),
lecz zamiast tego wianek z róż
na grobie leśnym los Twój sprzęga.

I tylko tyle możesz dać:
taką kruchutką nieśmiertelność,
za to, by przy jabłoni trwać,
gdy księżyc dziejów wejdzie w pełnię.
Gdy przyjdzie jesień, z liści laur
złożą mogile w hołdzie drzewa
i temu, co tak dzielnie zmarł
skowronek cienki hymn zaśpiewa.

Kto złoży z siebie wonny dar
a ptak schwycony w zachód słońca
będzie jak gdyby wielki skarb,
ujrzy w nagrodę triumf zająca,
jak biegnie przez zamgloną wieś
gdy niedaleko już do świtu,
albo usłyszy rzewną pieśń
o łąkach w barwie malachitu.

Więcej nie można pragnąć nic.
Ty, co kołyszesz moich przodków
w kolebce ze swych skalnych lic -
pozwól mi ujrzeć pałac w środku
gdy już ukończę swoje dni
i serce w posąg mi przemienią.
Lecz póki co, po cieple krwi
będę Cię szukał, Moja Ziemio.

Poem versions

 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
14.11.2018,  bezecnik

My rating

My rating: