Narodziny | version: 17.04.2018 22:33
Kiedy się niebo zamykało,
położyłeś palec na moim czole.
Żyj! - powiedziałeś.
A niebo zbłękitniało.
Mówiłeś - idź, kochana!
I nie było ognistego miecza.
Anioły za mną płakały.
A ludzie - jak ludzie,
kłócili się, przeklinali.
Oczy mieli złe, jak iskry z pieca.
I nie było we mnie żadnego uczucia.
Dzień pierwszy był jak dzień ostatni.
Niczego jeszcze nie kochałam.
Darowałeś mi hojnie - miłością dostatni
świat, którego nie umiałam.
Skrzydła mi odjąłeś,
- bym nie opuściła ziemi.
Mówiłeś - biegnij, bo czasu masz mało.
Daję Ci serce z klejnotów i oczy z drogich kamieni.
Idź! A ja będę czuwał,
by się stało.
położyłeś palec na moim czole.
Żyj! - powiedziałeś.
A niebo zbłękitniało.
Mówiłeś - idź, kochana!
I nie było ognistego miecza.
Anioły za mną płakały.
A ludzie - jak ludzie,
kłócili się, przeklinali.
Oczy mieli złe, jak iskry z pieca.
I nie było we mnie żadnego uczucia.
Dzień pierwszy był jak dzień ostatni.
Niczego jeszcze nie kochałam.
Darowałeś mi hojnie - miłością dostatni
świat, którego nie umiałam.
Skrzydła mi odjąłeś,
- bym nie opuściła ziemi.
Mówiłeś - biegnij, bo czasu masz mało.
Daję Ci serce z klejnotów i oczy z drogich kamieni.
Idź! A ja będę czuwał,
by się stało.
Poem versions
- 6.06.2018 13:35
- 17.04.2018 22:33
My rating