Kłamstwo Kornelii

author:  Maksymilian Tchoń
5.0/5 | 4


Skąd przybywasz opowieści bez reszty? Dokąd zmierzasz powago swej ostatniej strony? Tytularne twe podobieństwo do liści, które rozgonione wędrują w świat bez imion.

Ślepoto północy – lecą do ciebie myśli srebrne szeregiem niemego firnu, wojennym szponem dysertacji szczęścia. O mało, a zostawiłbym bezdech w trumnie mego kraju. Kochanego Kraju.

Czy już zatraciłaś swą biel uchodźstwo kopalni? Zestawieni z Księgami Pielgrzymstwa dryfujemy w opactwie oficerów barw narodu zgody na zamarzanie.

Zejdźmy z pomników, nauczmy się kontrastu legend, które rozdziobią kruki i wrony, onegdaj gardła rzek widziałem pijące z jej gniazda – im ciemniejsze, tym lepsze będą:
moja wyobraźnia i twoja relatywność, która błąkasz się z naszą rozkoszą. Nasze ogołocone drzewa na wzgórzu. Pomimo, że jesteśmy Bardzo starzy oboje.

Kałamarz już bez atramentu.

To sięgniemy Wichrów Diogenesa. I głów trzymających mosty w wąskich kołnierzach spadłych pod nogi.

Stawiam łzę na Niebiańskiej plaży.

Suchą łzę.



 
COMMENTS


My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  

My rating

My rating:  
24.02.2024,  Ula eM